Czegóż my tu nie mamy! Jest piekarnik, który w zasadzie powinien nazywać się „piekarmnik”, ponieważ „służy najpierw do pieczenia, a potem do karmienia”. Jest zlew, a właściwie… lew „co siedzi w kuchni pod kranem (w dzień, wieczorem i nad ranem) i choć mało kto w to wierzy, żywi się resztkami z talerzy”. Jest też niepozorny toster, który z racji umiejętności zwęglania grzanek być może mógłby być przydatny w… górnictwie. Po prostu, „ustawiałby górnik na full swój toster – i siadał jak król”. A węgiel – jak autor „Wierszyków domowych” zaręcza nam – „robiłby się sam”.
Ha, ale to jeszcze nie koniec kuchennych czarów i tajemnic. Bo oto i czajnik. Czajnik, a może… tajny nadajnik, który „niby od piątku do piątku służy do gotowania wrzątku”, ale w istocie „to tylko przykrywka dla tajnej misji, która na tym polega, że czajnik-nadajnik ostrzega zamieszkujące kosmos cywilizacje: Nie przyjeżdżajcie dziś na kolację!”. A to z racji roztrzepanej ciotki, która do latającego spodka skłonna jest wlać… pomidorową z ryżem, z której – co oczywiste – nikt z ufoludków się „nie wyliże”.
Po tych i innych kuchennych zakamarkach i sprzętach „wędrowali” uczniowie klasy I „a” ze Szkoły Podstawowej nr 11 w Tychach. Ich przewodnikami, za Michałem Rusinkiem, autorem „Wierszyków domowych” byli – ponownie goszczący w Filii nr 5 – Danuta Książek i Jan Paliczka. Niczym zawodowi kucharze raz za razem serwowali dzieciom kolejne wierszowane pyszności co rusz przyprawiając je szczyptą magii. A może była to jednak zwykła maggi…?
Już wkrótce otworzymy drzwi do kolejnego domowego pomieszczenia. Tym razem zaprosimy na salony.